Nie bądź jak Choda!
Przejmujesz się, kiedy zrobisz błąd, a świat się o tym dowie?
A może nawet przejmujesz się, zanim cokolwiek zrobisz, bo przecież możesz popełnić błąd i wtedy wszyscy się o tym dowiedzą?
Ja się kiedyś strasznie przejmowałam.
Że coś źle powiem – czy to w sklepie, do którego wysłała mnie mama po marchewki, czy to na szkolnym apelu, więc zanim zdążyłam wydusić z siebie jakiekolwiek słowo, strach paraliżował mi całą szczękę tak dokładnie, że często faktycznie nie byłam w stanie ani jednego zrozumiałego słowa z siebie wydusić!
Że zafałszuję – więc uciekałam z lekcji muzyki, na których były zaliczenia piosenek.
Że nie zatańczę jak zawodowa tancerka – więc najczęściej chowałam się w kącie. A jeśli już schować się nie dało, to przeżywałam katusze na parkiecie, bo ruszać się, będąc na wpół sparaliżowanym ze strachu, to paskudne tortury i ogromny wysiłek.
Że nie będę wiedzieć, jak coś powiedzieć po angielsku – no bo przecież, jak się okaże, że czegoś nie wiem, to pozostanie mi jedynie zapaść się ze wstydu pod ziemię.
I wiesz co?
Faktycznie często brakowało mi angielskich słów!
I zupełnie, ale to zupełnie nie brzmiałam nawet odrobinę tak jak Anglik!
A chciałam.
Poza tym, wydawało mi się, że dopóki nie potrafię bezbłędnie się odezwać, to lepiej w ogóle ust nie otwierać!
Tylko, że perfekcja w życiu nie istnieje. Każdy popełnia błędy, każdy się myli. Zwykle częściej na początku nauki.
Pomyłki to nieodłączna część każdego procesu uczenia się.
I to nie błędy ani pomyłki są problemem, chociaż wielu tak uważa. Prawdziwym problemem jest niewłaściwe podejście do nich.
Najczęściej widać trzy możliwe reakcje:
1 – Stres, strach i paraliż.
Jak ja to znam!
Kto ich doświadcza często zupełnie rezygnuje z robienia tego, co go paraliżuje – na przykład z mówienia po angielsku. Ewentualnie zaczyna, ale po pierwsze jest to wówczas nieprzyjemne doświadczenie, po drugie zestresowany człowiek gorzej myśli, gorzej zapamiętuje, i robi więcej błędów.
Taki człowiek działa jako tako do momentu zwrócenia mu jakiejkolwiek uwagi – niech to będzie nawet najdelikatniejsze poprawienie jego wypowiedzi przez nauczyciela – dla niego to ostateczny dowód, że jest do niczego. Wycofuje się wówczas i tyle. Na robienie postępów miejsca brak. Jego mózg żadnymi postępami tak naprawdę już nie jest zainteresowany. Chce tylko przetrwać, najlepiej w mysiej norze.
2 – Agresja.
Zwykły komentarz typu ‘Szlag pisze się przez „g” a nie przez „k”’ wywołuje o takie oto reakcje:
“Jestem jaki jestem, a jak ci się to nie podoba, to spadaj na drzewo.”
“Nie pozwolę na hejt!”
“Jesteś toksyczną osobą! Odcinam się od ciebie!”
Raz byłam świadkiem takiej oto rozmowy:
A – Każdy może jeździć na motorze.
B – Masz rację, ale wiesz, że motor to silnik, a ten pojazd nazywa się motocykl?
A – Ulżyło ci? Takie masz nędzne życie? Jak ci się nie podoba, to fora ze dwora.
Osoba B pomyliła się, bo motor to jest też potoczne określenie motocykla, co potwierdzają i słowniki i bezpośrednio językoznawcy. I gdyby osoba A na spokojnie podeszła do całej sytuacji, a najlepiej jeszcze sprawdziła co i jak, to mogłaby douczyć osobę B. A tak nikt niczego się nie nauczył i tylko nieprzyjemnie się zrobiło. I po co?
Tak gwałtowne reakcje na niewinną uwagę to jak strzelanie z armaty do komara. Poza tym, to również niedobre podejście do pomyłek czy błędów.
Agresywnie na zwróconą uwagę reagują ci, którzy chcą udowodnić, jacy to są mocni, asertywni (och jakie to modne ostatnio słowo), a tak naprawdę pokazują, że w głębi duszy strasznie się pomyłkami i uwagami przejmują.
No i po co? Przecież to zupełnie bez sensu.
Jeśli zrobię błąd i ktoś mi go wytknie, to mam okazję nauczyć się czegoś nowego i w przyszłości błędów nie robić. Jeśli tak się stanie, to warto nawet podziękować – w końcu rzadko kiedy dostaje się lekcje za darmo.
Każdy popełnia błędy, nawet w swoim ojczystym języku. Ja, na przykład, ostatnio napisałam „weźmiemy na tapetę” – bo całe życie byłam przekonana, że to jest jedyna poprawna forma. Kiedy zwrócono mi uwagę, że prawidłowo mówi się „ wziąć na tapet”, to najpierw nie dowierzałam, więc sprawdziłam szybko w słowniku, a potem zaczęłam uczyć się nowej formy. Ciekawe jak szybko się do niej przyzwyczaję. Bo na razie ciągle mi brzmi dziwnie. Przyzwyczajenie drugą naturą człowieka…
A jeśli ktoś złośliwie wytyka nam błędy?
To nasza agresja tylko oliwy do ognia doleje. Najlepiej na dłuższą metę zadziała właśnie spokój i pewność, że robienie błędów to normalka i codzienna sprawa nawet dla noblisty.
3 – Ignorowanie.
Stosowane przez osoby, które uznały, że zjadły wszystkie rozumy świata, są doskonałe, a jeśli ktoś tego nie widzi, to one jego nie widzą.
Może to na krótką metę wygodne i poprawia samopoczucie, ale ten sposób wyklucza jakąkolwiek naukę i robienie postępów.
Szczególnie językowych.
Usłyszałam raz taką opinię, powiedziała to osoba, która w pracy musi pisać maile po angielsku:
“Mnie tam nie interesuje, czy dobrze piszę, jak nie zrozumieją, to ich problem.”
I chyba z takiego samego założenia wyszła Ewa Chodakowska, kiedy do jednego ze swych reklamowych instagramowych postów dołączyła wersję angielską. I wyszło ciekawie… A raczej – nieciekawie.
Post miał zachwalać nowy produkt Ewy, mianowicie dezodorant:
A – “Deodorant has a nasty smell” = “Dezodorant ma brzydki zapach”
Kurczę, to ja jednak tego dezodorantu nie kupię, a właśnie do tego ten post miał mnie zachęcić!
B – “The antiperspirant has breathed exposition” – nie mam pojęcia co to znaczy
breathed oznacza albo rodzaj oddechu – i tak „a sour-breathed person” to osoba o kwaśnym oddechu, albo bezdźwięczne głoski. Natomiast „exposition” to wystawa, prezentacja albo wyjaśnienie czegoś. Czyżby ten antyperspirant miał mieć wystawę i to taką, która ma jakiś oddech?
Reakcje Brytyjczyków na to zdanie były jednoznaczne:
Sentence b doesn't make any sense-
I can't even work out what it's trying to mean.
= Zdanie b nie ma żadnego sensu –
nie potrafię nawet się domyślić, co to miało znaczyć.
C – “That’s why I stay for deodorant” – to również nie ma sensu,
c doesn't make sense! Stay away from deodorant ?!
Zostać to można na deser, albo na after party – „stay for dessert / stay for the after party”. Jak widać, Brytyjczyk również ani słowa nie zrozumiał, jedyne, co mu się tu nasunęło, to „stay away from” = „trzymać się z dala od” – w sumie, skoro dezodorant śmierdzi, to faktycznie logiczne wydaje się trzymać od niego z daleka.
D – “I know what I am” = “Wiem czym jestem”, a chyba miało tu być tłumaczenie polskiego “Wiem co jem” (w sumie się rymuje)
E - "I know what I am put for your body" =
Again e doesn't make sense and not sure what it's trying to say
Zdanie to nie ma sensu nawet jak się je dosłownie przełoży, a dosłownie to wygląda mniej więcej tak:
„Wiem co jestem położona dla twojego ciała.” Ktoś mi wyjaśni, co autorka miała na myśli?
F – “Everything that you put on your skin has meaning…” = To zdanie nie ma sensu, ale domyślam się, że tu miało być „Everything that you put on your skin matters.”
It matters = ma znaczenie (czyli liczy się, wpływa na coś)
bo „meaning” to co prawda też znaczenie, ale inne – np. znaczenie wiersza, słowa, sens życia, itp.
Zwracane wielokrotnie uwagi Ewa po prostu zignorowała. Postu też nie poprawiła.
Cóż, pewnie paru klientów mniej kupi jej produkt. Szczególnie tych anglojęzycznych. Chyba, że są zainteresowani tym śmierdzącym dezodorantem…
Mam prośbę. Nie bądź jak Choda. Nie ignoruj faktycznych błędów – nie przejmuj się nimi, ale poprawiaj i ucz się na nich.
Pomyłki i błędy nie są powodem do wstydu. Nie bój się ich, ale wykorzystuj. Szczególnie te językowe. Bo tylko gdy przeanalizujesz swój błąd i go poprawisz, masz szansę na rozwój.