Co zrobić, żeby mieć więcej czasu i nauczyć się angielskiego – 5 małych kroków.
JAK MIEĆ WIĘCEJ CZASU?
Kiedy opublikowałam pierwszy artykuł z serii „Co przeszkadza w nauce angielskiego i nie tylko”, w którym pisałam o tym, jak bardzo strach przeszkadza mówić po angielsku, dostałam liczne wiadomości od czytelników, którzy skarżyli się, że nie mają jak się uczyć angielskiego, bo brakuje im czasu. I że właśnie ten brak czasu jest dla nich największym problemem.
I jeszcze parę lat temu przytaknęłabym im ze współczuciem, że faktycznie siła wyższa, nie dla nich nauka języków obcych, bo zwyczajnie los im nie sprzyja. Przecież, kiedy tu praca i dojazdy, tam zakupy, rodzina i sprzątanie, to nie ma jak wcisnąć w napięty grafik jeszcze lekcji angielskiego!
Parę lat temu zresztą sama myślałam i mówiłam dokładnie to samo, kiedy patrzyłam na ludzi, którzy trenują bieganie, tańczą zumbę, jeżdżą na szosie, robią pompki, albo ćwiczą jogę, jednym słowem, uprawiają jakiś sport – przecież ja nie mam na to czasu!
Pewnie, od czasu do czasu rzucałam się, jak dziki niedźwiedź na szynkę, na jakiś godzinny trening na macie rozłożonej między kanapą a telewizorem (ćwicząc w domu oszczędzałam czas na dojazd), ale CZASU, sił i ochoty starczało najwyżej na parę tygodni. I z każdym dniem coraz trudniej było tę matę wyciągnąć z kąta…
To był kubek w kubek ten sam schemat, który sprawia, że dorośli tak często rezygnują z nauki języków obcych. Najpierw hura entuzjazm, zajęcia dwa razy w tygodniu po dwie godziny, a po kilku tygodniach okazuje się, że jednak kiedyś trzeba spać. I zrobić te zakupy. I wrzucić rzeczy do pralki. I do pracy dojechać.
I wtedy przychodzi im do głowy, że nie mają czasu się uczyć…
Dokładnie to samo, co mi do głowy przyszło, kiedy odkładałam kolejny trening na „później, od następnego poniedziałku.”
I wtedy pojawiła się ONA. Kobieta, która ma czas na swoich usługach.
JAK WZIĄĆ CZAS W SWOJE RĘCE
Jest taka kobieta, która nie ma czasu. W końcu ma czwórkę małych dzieci, ogród warzywny, pracę w popularnym programie, i jeszcze pomaga mężowi w obowiązkach zawodowych. Nic dziwnego, że o brak czasu wcale jej nietrudno.
Ale jej bardzo zależy na utrzymaniu dobrej formy i nienagannej figury. Może dlatego, że kiedyś była instruktorką jogi i pewnie planuje do tej pracy jeszcze wrócić, może dlatego, że jako żona znanego męża musi bywać na różnych galach i prezentować tam najmodniejsze kreacje, w sumie nieważne z jakiego powodu – zależy jej i już! A żeby taką formę i figurę mieć, szczególnie po urodzeniu czwórki dzieci, to nie ma zmiłuj – trzeba ćwiczyć.
RATUNKU, NIE MAM SIŁY!
Ale co ma zrobić zarobiona matka, kiedy na te ćwiczenia zwyczajnie nie ma czasu? A czasem po prostu sił jej brak – zdarzało jej się ze zmęczenia zasnąć po prostu na podłodze.
Jak tu wcisnąć trening w napięty grafik, kiedy oczy trzeba zapałkami podpierać?
JEST NA TO SPOSÓB!
Sposób w sumie banalny, do tego genialny w swej prostocie. Wręcz tak prosty, że wydaje się absolutnie niemożliwe, żeby działał. A jednak nie tylko działa, ale jeszcze daje doskonałe rezultaty!
A Hilaria Baldwin, bo to o niej mowa, najpierw się o tym przekonała na własnej skórze, a teraz pokazuje innym.
JAK SIĘ ZORGANIZOWAĆ I ZNALEŹĆ CZAS?
Po prostu nauczyła się korzystać z dostępnych… 3 wolnych minut!
Hilaria wchodzi do łazienki – i robi pięć przysiadów. Kiedy wstaje rano, wykorzystuje pierwszą minutę na kilka rozciągnięć, a tuż przed wyjściem do pracy lub na galę, już w pełnym makijażu i na 12 centymetrowych szpilach (!), robi skłony, ćwiczenia na ramiona i jeszcze dorzuca przysiad lub dwa! W ciągu dnia łapie jeszcze 5 minut podczas zabawy z dziećmi, kiedy pokazuje im kilka pozycji z jogi.
Wydaje się, że to niewiele, ale te uzbierane w ciągu dnia minuty w sumie dają jej wystarczający podstawowy trening całego ciała.
Na dodatek taki trening – małymi krokami, ale parę razy w ciągu dnia – bardziej poprawia zdrowie niż długie i intensywne ćwiczenia 2 razy w tygodniu.
WYPRÓBOWAŁAM TEN SPOSÓB
Wypróbowałam sposób Hilarii (no bo skoro ona jest w stanie zrobić coś takiego na tych szpilach, to ja nie dam rady bez nich ?!?) i potwierdzam, że działa znakomicie.
Po pierwsze, łatwo mi zrobić ćwiczenie, jeśli widzę, że jest proste i zajmie tylko chwilę. Naprawdę, jest ogromna różnica w tym, jak się czuję, kiedy mam przed sobą godzinny trening, a kiedy widzę ćwiczenie, które zajmie mi na przykład jedną minutę. Sama myśl o długim treningu jest przykra, wisi nade mną jak gradowa chmura, przychodzi mi do głowy tysiąc powodów, dla których nie mogę treningu zacząć w tej chwili, tylko muszę go odłożyć na później. I żeby go zacząć, muszę zbierać w sobie wszystkie siły i ostro się mobilizować.
Jedno proste ćwiczenie to zupełnie coś innego – mogę je zrobić w każdej wolnej chwili i faktycznie robię. Przecież kilka przysiadów mogę wykonać czekając, kiedy zagotuje się woda na herbatę. Skłony wychodzą idealnie podczas suszenia włosów. Im łatwiej jest mi coś zrobić, tym chętniej to robię
Po drugie, chociaż pojedyncze ćwiczenia są łatwe, to poprawiają kondycję. Im lepsza kondycja, tym chętniej robi się kolejne ćwiczenia. Kiedy widzę, że na luzie robię dwadzieścia przysiadów, chętnie próbuję zrobić jeszcze kilka. A potem kilka kolejnych. Im większa siła i wytrzymałość, tym większa frajda z treningu. I nagle okazuje się, że z dużą przyjemnością trenuję przez pół godziny. Nie dlatego, że muszę, tylko dlatego, że to mi się podoba. A jeśli nie mam wolnej pół godziny? To robię pół minuty w wolnej chwili. I też działa.
Sposób Hilarii pozwala polubić gimnastykę! A te wszystkie małe kroki pięknie się sumują i po pewnym czasie dają całkiem fajny efekt.
SPOSÓB NA NAUKĘ ANGIELSKIEGO
Co najlepsze, to działa prawie w każdej dziedzinie! A szczególnie sprawdza się w nauce języka obcego i daje dużo lepsze efekty, niż godzinna lekcja raz w tygodniu.
Co tu dużo mówić – na pewno masz wolną 1 czy 2 minuty! I to zazwyczaj nawet kilka razy w ciągu dnia! I znakomicie możesz to wykorzystać na poznawanie angielskiego.
Bardzo polecam metodę małych kroków w nauce angielskiego.
JAK ZNALEŹĆ CZAS NA NAUKĘ ANGIELSKIEGO?
Po pierwsze, pamiętaj – zawsze masz czas na jeden mały krok.
Po drugie – łatwo możesz zrobić kilka małych kroków w ciągu dnia.
Po trzecie – łatwo zrobisz przynajmniej jeden mały krok codziennie przez długi czas.
Po czwarte – małe kroki pozwolą Ci nie tylko robić postępy, ale też polubić poznawanie języka!
Po piąte – gdy będziesz robić małe kroki codziennie (albo lepiej kilka razy dziennie) angielski stanie się prawdziwą częścią Twojego życia, a to już ważny krok w kierunku dwujęzyczności.
Z PIKTUMI PO ANGIELSKU – NA PEWNO SIĘ DOGADASZ!
Żeby ułatwić stawianie tych małych kroków w nauce angielskiego, wymyśliłam kilka specjalnych narzędzi:
- Akcja 5na5 to świetny sposób na rozumienie filmów w oryginale, który sprawia jednocześnie, że zaczynasz słyszeć i rozumieć prawdziwy, mówiony angielski. A rozumienie angielskiego ze słuchu to jedna z najważniejszych umiejętności językowych.
- Ciastka mocy – to specjalnie przyrządzane specjały, które sprawiają, że angielska gramatyka wchodzi do głowy, jak po maśle.
- Planery językowe – pomagają zorganizować czas i naukę angielskich wyrażeń – co jest pomocne w nauce mówienia oraz rozumienia.
- Opowieści językowe – w dwu formach – komiksowej oraz quizowej. Tworzone w taki sposób, aby maksymalnie ułatwić zapamiętywanie angielskich wyrażeń, a przy okazji zapewnić chwilę dobrej rozrywki.
- Jest też specjalna aplikacja Piktumi – apka na smartfona, dzięki której angielskie wyrażenia masz są zawsze pod ręką do posłuchania, poczytania, oraz sprawdzenia się.
Z tych narzędzi możesz korzystać nawet na tych 12 centymetrowych szpilach! Chociaż bez szpil też działają ;-).