Dostaję ostatnio sporo wiadomości łudząco podobnych do tej:
” (…) przez 30 lat uczyłem się angielskiego, przez pewien czas (w szkole średniej) nawet wymiatałem ze wszystkich czasów najdziwniejszych, ale nie umiem powiedzieć ani jednego zdania, a rozumiem jedynie trochę prosty simple english stosowany w jakiś scenkach.
Przez całe życie byłem przekonany, że po prostu nie mam talentów językowych. W rodzinie u mnie nikt nie posługuje się językami (…)”
I… wcale mnie te wiadomości nie dziwią.
Bo chociaż spece zajmujący się ustalaniem programów nauczania i pisaniem podręczników są przekonani, że co jak co, ale przynajmniej pokolenie dzisiejszych trzydziestolatków śpiewająco posługuje się angielskim, wcale tak nie jest.
Ba! Nie tylko trzydziestolatkowie, którzy styczność z angielskim mają co najmniej od kilkunastu lat.
Nawet dzieci w szkołach, te same dzieci, co to niby od przedszkola mają lekcje angielskiego, i te same dzieci, co piątki i szóstki na lekcjach w szkole dostają – tak naprawdę nie potrafią się posługiwać tym językiem.
Ani dzieci, ani dorośli nie są w stanie obejrzeć ze zrozumieniem filmu po angielsku (o pełnym rozumieniu nie wspomnę!), a kiedy przyjdzie do zwykłej, codziennej rozmowy na tematy życiowe, to na każdego pada blady strach! Ludzie boją się odezwać! I ci mali, i ci duzi.
Angielski jest postrzegany jako coś, do czego trzeba mieć specjalny talent, odpowiednio dużo czasu, a nawet pieniędzy, bo przecież, żeby się go nauczyć, to od najmłodszych lat należy uczęszczać na specjalne zajęcia, albo wyjeżdżać do angielskich wiosek.
Brak wiary w siebie, brak czasu i pieniędzy, doprawione wiarą w powszechnie panujące mity na temat uczenia w ogóle, skutecznie uniemożliwiają opanowanie języka obcego.
I to mimo tego, że najnowsze badania wskazują, że naturalną cechą człowieka jest dwu-, a nawet wielojęzyczność!
Tylko, że naturalnym sposobem nauki jakiegokolwiek języka nie jest wkuwanie gramatycznych nazw i regułek, ani wykonywanie ćwiczeń na papierze.
Zastanawiające jest to, że większość uczących się zdaje się zapominać, co to właściwie jest język… Że to przede wszystkim jest sposób komunikacji z drugim człowiekiem! Rozmowa! Przede wszystkim ustna.
Najgorsze jest to, że w mity na temat uczenia się, wierzą nawet nauczyciele!
Ja też w nie wierzyłam.
Stosowałam się do metod, które są powszechnie polecane, a efekty były nędzne.
W pewnym momencie nawet miałam ochotę rzucić to wszystko w… kąt. 😉
Mam znajomych, którzy tak zrobili.
A potem się okazało, że wystarczy zmienić sposób poznawania języka i on stopniowo sam zaczyna wchodzić do głowy!
Dzieci zaczynają wplatać słowa a nawet całe zdania angielskie do swoich polskich wypowiedzi, co jest pierwszym krokiem do prawdziwej dwujęzyczności.
Dorośli zaczynają słyszeć i rozumieć angielskie rozmowy. Nabierają odwagi do mówienia.
Ludzie po sześćdziesiątce, którzy nigdy wcześniej z angielskim nie mieli do czynienia, nagle, stopniowo, po kawałku, zaczynają myśleć po angielsku!
A ja wyszukuję już co ciekawsze akcenty, żeby i je rozumieć w 100%!
Do tego wszystkim poprawia się wymowa.
To oczywiście, nie sprawka magicznej różdżki, nie dzieje się tak też w ciągu jednej nocy, czy nawet jednego tygodnia.
Ale się dzieje. Na rozwój językowy nigdy nie jest za późno. Ani za wcześnie.
Poznawanie języka obcego ma fantastyczny wpływ na mózg. I do tego jest niezwykle przyjemne.
Dokładniej opisałam to w “Jak oswoić angielski. 100 wyrażeń, które przykleją Ci się do ucha.”
Warto zapoznać się chociaż z darmowym rozdziałem, który można dostać po zapisaniu się na newsletter, o tu: